Raport § 57
Galaktyka: Droga Mleczna.
Planeta: Terra, przez mieszkańców zwana potocznie Ziemią.
Badany gatunek: Homo sapiens sapiens z rodziny Hominidae.
Okres badań: lata 1991-1994 czasu ziemskiego.
Opinia: Istota intelingentna, lecz nielogiczna. Wrażliwa na bodźce, niezwykle emocjonalna, wchodzi w silne związki z innymi przedstawicielami gatunku. Zaobserwowano liczne przypadki braku poszanowania dla życia. Bywa samodestrukcyjna. Niebezpieczna dla siebie i otoczenia.
Stan planety: pogarszający się, wymaga interwencji.
Zalecenia: niezwłoczna kolonizacja. Gatunek zagrożony wymarciem.
Zdając ten raport, byłam w pełni świadoma jego konsekwencji. A przynajmniej... części z nich. Był ostatnim elementem, kluczowym w podjęciu decyzji o kolonizacji nowoodkrytej przez nas planety. Przewidując komplikacje, które mogły jej towarzyszyć, zadecydowałam, że tylko nasza dobroć może uchronić Ziemię od katastrofy. Wojny, które prowadził zamieszkujący je gatunek były o wiele straszniejsze niż wszystkie z potyczek, które kiedykolwiek widziałam. Wspomnienie chwil spędzonych w tej galaktyce długo napawało mnie przerażeniem, lecz - choć sama przyznawałam się do tego z trudem - ludzie w jakiś sposób mnie fascynowali. Ich złożoność, emocjonalność, wrażliwość zmysłów i chęć poświęcenia w imię wyższych, obranych przez nich celów, mimo, że uważałam je za niewłaściwe, intrygowały mnie. Opuszczając Ziemię miałam nadzieję, że kiedyś przyjdzie doświadczyć mi wszystkich doznań, które oni nosili w sobie na co dzień. Byłam ich świadkiem już przed pierwszą fazą kolonizacji, lecz nigdy nie przyszło mi przeżyć ich osobiście. Człowiek przyrównałby to pewnie do oglądania filmu, pełnego emocji i oddziałującego na wyobraźnię, jecz ja... ja byłam Duszą i dla mnie było to coś więcej. Choć na Ziemi byłam ledwie atomem, niewidocznym dla ludzkich oczu, ledwie promieniem słońca muskającym ich twarze czy kroplą wody spływającą leniwie po ich ciele, dotykając ich choćby w tak niepozorny sposób, wyczuwałam ich emocje. Ich, nie swoje. Nie potrafiłam ich odtworzyć ani zapamiętać, ale w chwili, gdy przepływały przez moją świadomość, mogłam poczuć ich namiastkę. Chąc poznać całą paletę emocji, podróżowałam po zakamarkach Ziemi przez trzy długie lata. To o wiele dłużej niż powinnam. Opuszczając tę planetę, żywiłam nadzieję, że kiedyś przyjdzie mi na nią wrócić - być może nawet osiedlić tutaj i zakończyć swój żywot wraz z ostatnim oddechem ludzkiego ciała. Nie przypuszczałam jednak, że stanie się to tak szybko.
Był siódmy lipca 2021 roku, gdy pierwszy raz otworzyłam oczy w moim nowym, ziemskim ciele. Szybko zdałam sobie jednak sprawę z tego, że nic nie było takie, jak tego oczekiwałam...
Łał. Świetnie piszesz!. Sama jestem fanką intruza :) . Wgl. wiesz, że Stephanie chce napisać drugą część ? A wracając do twojego prologu... Strasznie mi się podoba! Będę odwiedzać. :) Zapraszam też do mnie, ale to już tam mało ważne...
OdpowiedzUsuń