3 maja 2013

001 | Przebudzenie


Wiedziałam, że wszystko zacznie się od końca i że koniec oglądany tymi oczami będzie jak śmierć. Uprzedzono mnie. Uprzedzono też, że fala emocji, jaka zaleje moje ciało wraz ze wspomnieniami, będzie oszałamiająca. Inna, niż kiedykolwiek dotychczas - spodziewałam się tego. Przebijające się się gdzieś wspomnienia z ubiegłych żyć, mieszały się teraz z ekscytacją, gdy usiłowałam wyobrazić sobie ogrom uczuć, których przyjdzie mi doświadczyć. Czekałam na nie. Czekałam od momentu, gdy w pełni zespoliłam się z żywicielem, lecz one nie nadeszły. Czekałam, wsłuchując się w miarowe bicie serca; czekałam, licząc oddech za oddechem, lecz nic się nie zmieniało. Ciało... było puste. Odczuwałam to z minuty na minutę coraz mocniej, gdy wszystko, czego doświadczyłam na innych planetach, przykrywała warstwa zapomnienia. Warstwa, której nic nie zastępowało...
- Obudź się, moja droga... - Głęboki  męski głos należał do uzdrowiciela, byłam tego pewna. Rozbrzmiewał gdzieś niedaleko. - Wiem, że mnie słyszysz.
Dotknął moich palców, by po chwili zamknąć ją bezpiecznie w swoich dłoniach. Coś drgnęło. Nie była to jednak ani moja ręka, ani powieki, skrywające wciąż źrenice, które tak bardzo chciał ujrzeć. To było coś, czego nie potrafiłam zlokalizować. Coś, czego nie mogłam kontrolować. Coś, czego nie rozumiałam...
- Jej serce...
- Słyszałem - odpowiedział uzdrowiciel, który nawet na moment nie puścił mojej dłoni. Byłam pewna, że nie oderwał też ode mnie wzroku. Uświadamiając sobie to, znów poczułam dziwny ucisk - tym razem potrafiłam go rozpoznać. Serce zaczęło mi bić szybciej, słyszałam je. Słyszałam też jego echo - pikanie aparatury, do której byłam podpięta. - Nic jej nie będzie. Jest silna.
- Co jeśli nie dość? - zapytał drugi mężczyzna, lecz uzdrowiciel zignorował jego pytanie. Usłyszałam jak się poruszył, jednak dopiero czując na twarzy jego oddech uświadomiłam sobie po co. Pochylił się nade mną i szepnął:
- Wiem, że mnie słyszysz. Czekamy na ciebie. Potrzebujemy twojej pomocy...
Dźwięk wydawany przez maszynę zaczął zwalniać. Uzdrowiciel westchnął cicho, jakby rozczarowany, a kiedy zamierzał odejść, niepewnie zacisnęłam palce na jego dłoni. Znieruchomiał.
- Wiedziałem... - mruknął cicho, a gdy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że uważnie wpatruje się z moją twarz. - Wiedziałem, że dasz sobie radę...
Zamrugałam kilkakrotnie, czując, jak oślepione światłem źrenice zaczynają zachodzić łzami. Stojący do tej pory na uboczu mężczyzna momentalnie pojawił się przy moim łóżku i przygasił znajdującą się nad nim lampę.
- Nazywam się Dars Spokojny Brzeg i jak się pewnie domyślasz, jestem uzdrowicielem. Jak się czujesz? - zapytał, lecz nie odpowiedziałam. Znów zamknęłam oczy. Co z emocjami? Co ze wspomnieniami  które miałam przejąć wraz z ciałem? Gdzie były? Czy żywiciel był uszkodzony? A może wystąpiły komplikacje... Te myśli nie dawały mi spokoju.
- Wszystko z nią w porządku?
- Proszę dać mi pracować - odpowiedział Dars szorstko. To odwróciło na moment moją uwagę. Skąd tyle pretensji w głosie uzdrowiciela? Otworzyłam znów oczy i spojrzałam na niego. - To bardzo wrażliwa dusza, musi oswoić się z ciałem. Proszę dać jej chwilę.
Czułość jego spojrzenia, którym wpatrywał się w moje drobne ciało od razu przekonała mnie, że mam do czynienia z czystą, dobrą duszą. Bronił mnie. Bronił, ale przed kim? Przechyliłam głowę i spojrzałam na towarzyszącego mu mężczyznę. Musiał wyczuć, że czekam na jakieś wyjaśnienia z jego strony, bo przysunął się jeszcze o pół kroku.
- Wybacz mi mój pośpiech, jednak sprawa jest nagląca. Mamy nadzieję, że będziesz w stanie nam pomóc.
Dars chrząknął głośno, najwyraźniej nie spodobało mu się użycie przez łowcę liczby mnogiej. Tak, teraz byłam pewna, że drugi mężczyzna jest łowcą - było w jego spojrzeniu coś, przez co mój umysł wykluczył od razu wszystkie inne możliwości. Po plecach przeszedł mi dreszcz.
- Chciałabym... - zaczęłam słabo, starając się by mój głos brzmiał równie pewnie co myśl, która zrodziła się właśnie w umyśle. Nie było to jednak łatwe. Miękki, kobiecy głos zabrzmiał jak prośba, nie jak polecenie. - Chciałabym zostać sama z uzdrowicielem. Na kilka minut.
Mężczyzna nie był zachwycony, przez moment przeszło mi nawet przez myśl, że go rozgniewałam, ale kiwnął sztywno głową i zniknął z pomieszczenia.
- Jak się czujesz? - ponowił swoje pytanie uzdrowiciel. Spojrzałam na niego, mając nadzieję, że zdążę znaleźć jakąś odpowiedź nim zacznie się niecierpliwić. Nabrałam w płuca powietrza i podpierając się łokciami, powoli podniosłam do pozycji siedzącej. Zawirowało mi w głowie, jednak Dars w porę podparł moje plecy ramieniem. - Ciało jest słabe. Robiłem co w mojej mocy, lecz pojawiły się komplikacje...
- Komplikacje? - zapytałam. Mężczyzna pokiwał głową i położył dłoń na moim ramieniu. Przeszło mi przez myśl, że chce mnie tym uspokoić, ale zabieg ten dał marny efekt. - Jakie komplikacje?
- Przez ostatnie dwa dni obserwowaliśmy bardzo dziwne zmiany w mózgu twojej żywicielki. Mieliśmy już do czynienia z buntownikami, którzy usiłowali wyprzeć ze swojego ciała duszę, jednak... pierwszy raz zdarzyło się, by żywiciel bronił się przed tym jeszcze przed jej wszczepieniem...
- Nie rozumiem - przyznałam. - Jak można bronić się przed czymś, czego nie ma?
Mężczyzna zamilkł na dłuższą chwilę, układając w głowie odpowiedź. Nie chciał mnie przestraszyć? A może nie chciał powiedzieć całej prawdy?
- Wiedza zdobyta przeze mnie zarówno tutaj, jak i na innych planetach - zaczął, uważnie dobierając słowa - każe mi podejrzewać, że twój gospodarz usiłował się unicestwić. Nigdy wcześniej nie widziałem, by człowiek potrafił do tego stopnia kontrolować własne ciało, ale moje pomiary wskazują na to, że poprzednia właścicielka tego ciała, usiłowała je zabić. Na chwilę nawet udało jej się zatrzymać serce...
Urwał nagle, jakby przypominając sobie o czymś nieprzyjemnym. Wiedział, że zauważyłam. I ja wiedziałam, że on wie. Spuścił wzrok, unikając mojego spojrzenia. I wtedy... zrozumiałam. Zrozumiałam, dlaczego w moim ciele nie było żadnych wspomnień, żadnych znanych, głębokich emocji, których doświadczyła. Zabrała je ze sobą.
- Była w takim razie, niezwykle silną istotą - zauważyłam. Dars uśmiechnął się do mnie lekko, wdzięczny, że zmieniłam temat. - Wiemy o niej coś więcej?
- Niestety nie... Na podstawie układu kostnego mogłem określić, że ma mniej więcej dwadzieścia cztery lata. Była zmęczona i niedożywiona, ukrywali się miesiącami.
Liczba mnoga nie uszła mojej uwadze. Usiłowałam przypomnieć sobie twarz, choćby jej zarys, kogoś, z kim przebywała; kogoś, kogo darzyła uczuciami, lecz nie pojawiło się nic. Jedyna twarz, jaka malowała się w mojej głowie, należała do stojącego przede mną uzdrowiciela.
- Kto jej towarzyszył?
- Mężczyzna, ma na imię Logan - odpowiedział. Przymknęłam oczy, starając się odnaleźć w pamięci to imię, lecz na próżno. Niczego tam nie było. - Wciąż przebywa w naszym ośrodku, będziesz mogła się z nim zobaczyć jeśli zechcesz. Najpierw chciałbym jednak, żebyś odpowiedziała mi na moje pytanie. Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziałam bezmyślnie. Zacisnęłam palce na brzegach łóżka, a miękkie prześcieradło zmarszczyło się pod ich naciskiem. - Wzrok, słuch, dotyk, węch i termorecepcja w normie. Nie jestem pewna co do smaku, zmysłu równowagi, propriocepcji i nocycepcji, ale poza ostatnim, możemy to dość łatwo sprawdzić.
Spojrzałam na uzdrowiciela, czekając na akceptację, a gdy kiwnął głową, uśmiechnęłam się lekko i biorąc uprzednio wdech, zeskoczyłam z łóżka na ziemię. Poczułam, jak przez bose stopy przechodzi fala zimna, spowodowana zetknięciem ich z płytkami podłogowymi, ale wbrew pozorom, było to miłe uczucie. Najsilniejsze, jakiego do tej pory doświadczyłam.
Przeszłam kilka kroków i dopiero teraz w pełni poczułam możliwości mojego ciała. Mimo, że szczupłe i raczej drobne, było silne. Mięśnie naprężały się i kurczyły powoli, jakby przygotowane do wielomilowych, pieszych podróży. Twarda, wyprostowana sylwetka sprawiała, że czułam się pewnie. Uniosłam dłonie i spojrzałam na nie - nie były duże, ale zakończone długimi, zgrabnymi palcami. Gdy się odwróciłam, poczułam, jak coś niewielkiego przemieszcza się o kilka milimetrów pomiędzy moimi piersiami. Spuściłam wzrok - na mostku, zawieszony na cieniutkim łańcuszku, znajdował się pierścionek z niewielkim kamieniem.
- Należał do niej - powiedział Dars, widząc, jak obracam go w dłoniach. - Pomyślałem, że jeśli był dla niej ważny, może pomóc ci coś sobie przypomnieć.
- Nie - odpowiedziałam automatycznie, nie odrywając wzroku od małego oczka. - Zabrała ze sobą wszystko...

~*~

Opanowanie nowego ciała nie było trudne - mózg działał prawidłowo. Mimo obaw uzdrowiciela, okazało się, że poza brakiem jakichkolwiek wspomnień, żywicielowi nie posiada innych defektów. Nie będę musiała go zmieniać. To dziwne, ale w przeciągu tych kilku dni zdążyłam się do niego przyzwyczaić. Do zręcznych palców, bystrych oczu i słuchu, wyostrzonego na najmniejszy dźwięk. Nie przeszkadzało mi nawet, że na najmniejszy szmer wciąż reagowałam strachem - mięśnie się naprężały, jakby gotując się do biegu, krew zaczynała krążyć coraz szybciej. Mijało kilka sekund, nim uzmysławiałam sobie, że to zbędne i uspokajałam się. Zastanawiało skąd te odruchy, skoro moja pamięć była pozbawiona jakichkolwiek wspomnień.
- Pamięć ciała... - odpowiedział Dars, gdy dwa dni po wszczepieniu zapytałam go o to. - Do tej pory sądziliśmy, że jest nierozłącznie związana umysłem. Że mózg zapamiętuje reakcję receptorów na skórze i odkłada ją w pamięci. Tak też myśleli ludzie, jednak zaczynam mieć co do tego wątpliwości... Mózg jest z pewnością najbardziej skomplikowanym organem ludzkiego ciała, ale być może nie jedynym, który potrafi przechowywać informacje.
- Co to oznacza? - zapytałam. Uzdrowiciel wiedział, że pytam, co oznacza to dla mnie, mimo, że nie powiedziałam tego na głos. Spojrzałam na grubą teczkę leżącą na prawym brzegu stołu, która, jak się domyślałam, dotyczyła mnie i mojego gospodarza. Sięgnęłam po nią i zajrzałam do środka, a uzdrowiciel, nieco zaskoczony, przyglądał się temu w milczeniu. - Nic z tego nie rozumiem - przyznałam, rozkładając na stole kartki wypełnione po brzegi zdjęciami, wykresami i drobnymi, specjalistycznymi notatkami. Podniosłam wzrok, by spojrzeć w oczy Spokojnego Brzegu.
- Sądzę, że jeśli zdefiniować wspomnienie jako namiastkę informacji, jako chociażby jej element, będący w tym przypadku reakcją na bodziec, który przechowywany jest gdzieś w ciele żywiciela, posiadasz je. Zostały pewne odruchy, nie uzasadnione, lecz mocno zakotwiczone nie tyle w świadomości, której cię pozbawiła, co w ciele.
- To znaczy?
- To znaczy, że gdybym poprosił cię, żebyś włożyła rękę w ogień, twoje ciało by się zbuntowało. Wiedziałabyś, że to może zrobić ci krzywdę, mimo, że nie potrafiłabyś tej wiedzy uzasadnić.
- Tak jak z reakcją na dusze, gdy widzę je po raz pierwszy...
- Tak - odpowiedział, uśmiechając się lekko. - Myślę, że w twoim przypadku pamięć ciała stała się o wiele silniejsza niż u innych, dlatego, że ciało nie ma żadnego innego fundamentu, na którym mogłoby się oprzeć. Jestem przekonany, że jeszcze przez jakiś czas czułoby się bezpieczniej w otoczeniu ludzi, niż dusz.
Zastanowiłam się chwilę, później kiwnęłam powoli głową. Chyba rozumiałam o co mu chodzi. Chyba rozumiałam to nawet zanim go o to zapytałam, lecz nie potrafiłam ułożyć tego w jednolitą całość.
- Chciałbym cię o coś zapytać - powiedział, gdy przez dłuższą chwilę się nie odezwałam. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w swoje dłonie, jakby szukając w nich odpowiedzi. Potrząsnęłam lekko głową i podniosłam wzrok na uzdrowiciela. - Czy wiesz już, jak powinniśmy się do ciebie zwracać?
Pokręciłam przecząco głową.
- Zaczyna mnie to niepokoić...
- Niepotrzebnie - wpadłam mu w słowo. Nie uznał tego jednak jako niegrzeczne, za co byłam mu wdzięczna. Wpatrywał się we mnie wyczekująco. - Pamiętam wszystkie z imion, które nosiłam podczas swoich żyć, ale żadne z nich nie jest odpowiednie.
- Co z imieniem, które otrzymałaś na Początku? - zapytał. Musiał wyczuć moje zdziwienie, bo od razu się zreflektował. Odsunął się odrobinę, powiększając wolną przestrzeń między nami. - Przepraszam, nie chciałem cię wypytywać. W twoich dokumentach była informacja, że tam się urodziłaś, ale nie podano imienia.
- To pewnie dlatego - uśmiechnęłam się delikatnie - że mi go nie nadano. Nie nosiliśmy imion, by nie traktowano nas jako pojedyncze jednostki.
Usłyszałam, jak mężczyzna wstrzymał na chwilę oddech.
- Nie miałem pojęcia... nie sądziłem, że wy...
- Możemy zadecydować - odpowiedziałam. - Tak, jak wszystkie inne dusze. Możemy wybrać. Oczywiście wtedy, gdy nie jesteśmy potrzebni.
- Czy ktoś jeszcze...
- Na Ziemi? Nie, wątpię... - odparłam. - Żadne z nas nie przybyło tu przede mną, nie w tej formie. Myślę też, że czułabym ich obecność.
Spokojny Brzeg wciąż wpatrywał się we mnie, w jego oczach błyszczał... podziw? Spuściłam wzrok, udając, że składam dokumenty i włożyłam je z powrotem do teczki.
- Ten chłopak, Logan... - zmieniłam temat. - Powiedziałeś, że będę się mogła z nim zobaczyć. Jest tu jeszcze?
Mężczyzna westchnął cicho.
- Tak, lecz zanim się z nim zobaczysz... łowca chciałby o tym z tobą porozmawiać...
Podniosłam na niego wzrok, tym razem to ja musiałam wyglądać na zaskoczoną. Po co łowca chciałby ze mną rozmawiać. Dlaczego akurat o nim? Wtedy przypomniałam sobie, co powiedział mi dwa dni temu. Że potrzebuje mojej pomocy.
- Gdzie mogę go znaleźć?
- Przypuszczam że dokładnie tam, gdzie nie powinno go być - odpowiedział, krzywiąc się delikatnie. - Zaprowadzę cię.
Wyszliśmy z gabinetu. Gdy zapytałam, co miał na myśli, mówiąc, że jest tam, gdzie nie powinno go być, nie odpowiedział. Zaprowadził mnie w głąb szpitala, na korytarzach mijaliśmy już coraz mniej uzdrowicieli i personelu. Rozmowy ucichły, wokół zrobiło się pusto. Skręciliśmy w niewielki korytarz, po czym zatrzymaliśmy przed skrzydłowymi drzwiami z mlecznego szkła.
- Spotkanie z nim... może przywrócić część wspomnień. Uważaj na nie.
Kiwnęłam głową, a Spokojny Brzeg pchnął drzwi i po chwili znaleźliśmy się w długim, jasnym korytarzu. Cała prawa strona była przeszklona, lewa, przykryta lustrem. Minęła chwila, nim moje oczy przyzwyczaiły się do tego dziwnego widoku. Dopiero po chwili zaczęłam zauważać, że przestrzeń po prawej została wydzielona na mniejsze, również przeszklone pomieszczenia. W jednym z nich znajdowało się łóżko, na którym spoczywało męskie ciało. Nie pytając o pozwolenie, minęłam kolejne przeszklone drzwi i podeszłam do niego. Siedzący obok łowca przyglądał mi się z uwagą, jednak nie przerwał mi, gdy w milczeniu wpatrywałam się w zastygłą twarz Logana. Spał? Wyglądał, jakby był uśpiony.
- Jeszcze się nie wybudził - wyjaśnił Dars, stając obok mnie. - Pamiętasz go?
Zawahałam się. Czy znałam tą twarz? Czy mówiły mi coś te gęste, czarne rzęsy? Czy przypominała coś kwadratowa, mocno zarysowana szczęka? A może barki, szerokie i umięśnione? Niepewnie dotknęłam jego dłoni - czy moje ciało coś zapamiętało? Nabierając głęboko w płuca powietrza, spuściłam wzrok. Nie pamiętałam...